Piękna blondynka zakochuje się w przystojnym mężczyźnie.
Bogaci, idealni, piękni, zakochani. Zorganizowani do granic możliwości.
Wydaje się, że para idealna.
Aż któregoś dnia, nie do końca przypadkowo pojawia się ON.
Ani przystojny, ani bogaty. Nieprzewidywalny, niebanalny. Z oryginalnymi upodobaniami, dziwacznymi zachowaniami i wysmakowanym poczuciem humoru.
Łamie całą rutynę i wszystkie schematy w życiu Izy.
Kto okaże się tym jedynym i jakie perypetie przydarzą się bohaterom filmu "Wyszłam za mąż, zaraz wracam"? Tego dowiecie się jeśli obejrzycie.
Urocza, zabawna, nieprzesłodzona komedia romantyczna na letni wieczór. Do spożycia również dla singli, bo nie jest zbyt łzawa, romantyzmu i miłości też wcale aż tak wiele.
Dla mnie to historia o tym, że nie wszystko jest tak oczywiste, jak się wydaje. Czasem za bardzo się przyzwyczajamy. Myślimy, że tak po prostu już musi być, bo tak jest dobrze. Trzymamy się kurczowo planu i rutyny, bo dają nam poczucie bezpieczeństwa.
Raz stwierdziliśmy, że tak jest ok, bo w obecnej sytuacji jesteśmy dosyć szczęśliwi. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że może jednak być inaczej.
Może dobrze czasem zrobić coś innego. Zmienić utarte ścieżki. Wybrać inną restaurację. Spełnić swoje marzenie i skoczyć na bungee. Ściąć włosy inaczej niż zwykle. Zaskoczyć partnera lub samego siebie.
"Kochać się również w poniedziałki i niedziele. Albo wcale, przez miesiąc."
Byleby nie znudzić się swoim życiem i sobą. Byleby smakować chwilę i szczęście.
D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz