czwartek, 26 czerwca 2014

Zwolnione hamulce

Stało się. Zerwanie. Złamane serce, sterta chusteczek. Pudło lodów czekoladowych i ulubiona kawa z dużą porcją bitej śmietany. Chrzanić dietę, przecież już nie trzeba się odchudzać. Ślady tuszu do rzęs na poduszce, która stała się najlepszym przyjacielem. Teksty "I will survive", "Strong enough" i "Impossible" wykute na pamięć.
 A może właśnie odwrotnie. Nowa energia, nowa siła. Świadomość, że można wszystko, bo nikt nam niczego nie zabroni. Wolność, niezależność, czas. Nowe plany, marzenia wyspujące się jak z rękawa. Bywa różnie. Ale jedno jest wspólne.
Status: w związku działa jak hamulec. Nagle adoratorzy się wykruszają. Wycofują się jeden po drugim. Nie całkowicie. Zapadają jakby w sen zimowy. Od czasu do czasu zaczepią, rzucą jakimś komplementem, ale nie przekroczą pewnej granicy. To tak jakby wkraczać na teren prywatny. Czy to męska lojalność, solidarność? Być może. Z pewnością porządny człowiek cudzego nie tyka.
Zmiana statusu na "wolna" działa niczym zwolnienie blokady. Mam wrażenie, że wszelkie hamulce puszczają, a samce budzą się ze stanu hibernacji. Nagle wychodzą ze swoich kryjówek. Padają różne propozycje. Niby fajnie, ale czy to jest aby napewno ok?
Czy dziewczyna, która właśnie rozpacza, bo straciła 'miłość życia', 'Tego Jedynego' i wogóle to 'już nigdy nikogo nie pokocha' ma teraz ochotę na randki? Nie! Co więcej nie ma ochoty nad odpędzanie natarczywych adoratów. Tymbardziej jeśli są to amanci, którzy w przeszłości już dostali kosza. Może nawet nie raz. Zakończenie związku nie zmienia gustu. Wszelkie propozycje mogą nawet podsycić jej rozpacz.
Wyobraźcie sobie scenę:
Dziewczyna, która od tygodnia gapi się w sufit przy najsmutniejszej playliście ze Spotify (Swoją drogą na playliście broken heart są piosenki typu Love you like a love song albo I cry Flo rida. To nie sa smutne piosenki na złamane serce. Kto to układał pytam się?). Odzywa się do niej znajomy z wakacji, który nieudolnie podrywa ją od dłuższego czasu. Na wiadomość o zerwaniu proponuje spotkanie. W najgorszym razie może to wywołać falę rozpaczy z serii 'niechcenikogopozanim, nigdynikogoniepokocham, niktmuniedorowna, jestemtakanieszczesliwa, chcedoniego'.
I po co dolewać oliwy do ognia ? No po co?
Zastanawiam się czy powinna być jakaś taktowna bariera, jakaś zasada, np. nie próbuj podrywać przynajmniej przez miesiąc. Daj jej czas, żeby odpoczęła, doszła do siebie. Być może wcale nie cierpi, wręcz ma się świetnie, ale nikt tego nie przewidzi. Równie dobrze przy ludziach może udawać, że jest ok, a w domu smarkać w prześcieradło. Przystopuj, pomyśl. Mózgiem.
Dziewczyny, a może lubicie kiedy faceci jednak okazują Wam zainteresowanie? Wolicie czuć się dowartościowane, czy jednak potrzebujecie trochę czasu? Czy istnieje jakaś granica?
A jak to wygląda od drugiej strony? Co jeśli to facet ma złamane serce?
Daria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz