sobota, 17 maja 2014

Skąd się bierze wena?

Wsiadam do tramwaju. W głowie układam odpowiedź na maila, którego odczytałam tuż przed wyjściem z domu. Myślę o tym, czym jest przyjaźń. Zaczynam układać zdania. Nie. Same zaczynają się układać. Wyciągam z torby notatnik i długopis. Piszę. Prawie przegapiłam swój przystanek. Spieszę się, ale zdążyłam zanotować dopiero jeden akapit, a w głowie zostało ich jeszcze kilka. Siadam na ławce przystankowej i piszę. Co chwilę odrywam wzrok i patrzę na przejeżdżające samochody. Starsza Pani siada na drugim końcu ławki. Kątem oka widzę, że mi się przygląda. Pisze dalej. Spieszy mi się, ale boję się, że jeśli teraz sobie pójdę, to myśli uciekną i już nie wrócą. W końcu stawiam ostatnią kropkę. Zamykam notatnik, chowam do torby i odchodzę. Starsza Pani odprowadza mnie spojrzeniem, chyba zaciekawionym.

Jak to jest z tą weną twórczą? Da się zmusić do pisania? Powiedzieć sobie "Dzisiaj siadam, piszę trzy teksty i kończę wywiad."? Czy da się tworzyć regularnie?

Wena istnieje. Nie potrafię pisać bez niej. Nawet wypracowania szkolnego. Może dlatego moje porównania i argumenty nie trafiają do Pani profesor. Często są za słabe,bo kiedy muszę pisać to nic nie jest takie jak powinno. Nie potrafię się zmusić do pisania.
Czy z pisaniem tak się da? Czy można nauczyć się pisać?
Pisać może tak,
Ale czy da się nauczyć szukania i łapania weny?

Kiedy przychodzi ten impuls po prostu piszę. Kiedy myśli składają się w całość, wszystko inne trzeba odstawić na bok. W środku nocy wstaję i piszę, nawet jeśli chodzi o kilka linijek.
Łzy, smutek, krzyk, szczęście, ból, śmiech. Miłość. Ludzie i rzeczy. To one tworzą wenę.
Ja tylko wyciągam notatnik.
D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz