Jeden krok może zaprowadzić w przepaść. Ewentualnie bagno z którego trudniej się wydostać, ale trzeba w nim tkwić. Przepaść załatwia sprawę jednak raz a porządnie.
Jedno spojrzenie, jeden uśmiech. Kilka
dobrych słów. Ta sama energia, te same fale. Rodzi się właściwa
nić porozumienia. Wcale dużo do tego nie potrzeba. Wystarczy kilka
chwil. Potem trochę rozmów. Rozumienie bez słów. Czasem wystarczy
tylko skinienie głową albo spojrzenie. I oboje wiedzą o co chodzi.
Rozumienie bez słowa.
Drobne gesty. Błysk w oku. Uśmiech na
specjalne okazje. Stąpanie po cienkim lodzie. Momentami nie tylko po
lodzie w przenośni. Balansowanie na krawędzi. Niema umowa, że
dalej nie idą. Ta krawędź to ich granica, której nie przekroczą.
Po prostu nie. Drobne gesty. Błysk w oku. Uśmiech na specjalne
okazje.
Jest łatwo, dobrze, lekko i
przyjemnie. W sumie niczego więcej nie trzeba. Niby niedopowiedzenia
wiszą w powietrzu. Kłębią się jak chmury na niebie. Ale są
białe a nie burzowe. Niema umowa która ustala pewne granice nie do
przekroczenia. Ta jedna krawędź, za którą się nie wychodzi.
Cienki lód nie może pęknąć. Grozi lawiną.
Drobne gesty. Błysk w oku. Uśmiech na
specjalne okazje. Rozumienie bez słów. Dobra energia, dobre fale.
Gdzie kończy się granica dozwolona? Gdzie właściwie zaczyna się
flirt, a gdzie flirt się kończy?
Jejku, no gdybym nie miała kontekstu gdzieś tam z tyłu głowy, nie miałabym pojęcia, o czym piszesz! :D Nie mniej jednak - post wymiata <3
OdpowiedzUsuń